Cześć,
tutaj
świeżutki twincest. Oczywiście z Billem i Tomem w roli głównej.
W końcu udało mi się coś napisać, bo od pewnego czasu jadę na
tych starszych pracach. Serio, w wakacje nie mam czasu (ewentualnie
brak weny/lenistwo)! Od przyszłego tygodnia chyba będzie nieco
luźniej, bo wyjeżdża moja siostra cioteczna. Może uda mi się
napisać dalszy ciąg opowiadania wieloczęściowego? Póki co jest
rozdziałów dwa i pół. Przez około półtorej tygodnia (lub
więcej) napisałam tylko jego kilka zdań, brawo ja. A tak z innej
beczki – muszę powprowadzać trochę poprawek w starszych postach.
Chociażby zapis dialogów, bo w końcu go troszkę bardziej
ogarnęłam. Może dodam gdzie nie gdzie kilka zdań?
_____________________________________________________________
Tom,
uwielbiałem twój dotyk. Sprawiałeś, że czułem się
najważniejszy...
Muskał
delikatnie zaróżowione usta brata siedzącego na nim okrakiem.
Obejmował go ciasno w pasie i wpatrywał się głęboko w
czekoladową głębię jego oczu. Identyczną mu, a jednocześnie po
stokroć piękniejszą.
- Kocham
cię - wyszeptał czarnowłosy. Tom przyłożył dłoń do jego
zarumienionego policzka i pogłaskał go delikatnie. Ten wtulił się
zachłannie w bijące od drugiego ciała ciepło łaknąc czułości.
Warkoczyk nie potrafił odpowiedzieć na to wyznanie, choć jego
serce biło wyraźnie w rytmie tych dwóch słów. Był na to zbyt
nieśmiały, zbyt wstydliwy... to jednak nic, bo bliźniak rozumiał.
Zawsze rozumiał. Wszystko. I był. Tak po prostu.
Położył
go na miękką tkaninę pościeli i zaczął składać z uwielbieniem
pocałunki na jego bladej szyi. Przeniósł się na obojczyki, klatkę
piersiową, a potem brzuch... schodził coraz niżej. Oddawał mu
swoją duszę, całą wierność i należytą cześć w tak prostych
czynach, które dla nich stanowiły istotę bliskości. Byli
jednością.
Zawsze byłeś
wobec mnie taki delikatny, czuły...
- Dobrze
się, kurwa, czujecie?!
W
pomieszczeniu słychać było wrzaski warkoczyka oraz cichy szloch
pomarszczonej kobiety. Na jej ramieniu spoczywała dłoń męża.
Starał się dodać jej otuchy w tej ciężkiej sytuacji.
- Nigdzie
nie pójdę! To chyba wam coś dolega! Co, na starość
postradaliście rozumy?!
- Tom,
to dla twojego dobra!
Ten
jednak popatrzył na rodziców z furią w oczach i zaczął szyderczo
rechotać. To spowodowało większą salwę płaczu u Simone. Jej syn
zdawał się jednak zupełnie nie przejmować cierpieniem matki.
Wręcz przeciwnie, to sprawiało mu nieludzką satysfakcję i chęć
do działania.
- Czego
ryczysz, kobieto? Chyba tylko do tego się nadajesz! Jesteś kurwą,
nic nie war... - Słowa urwały się wraz z silnym uderzeniem, z
jakim spotkał się jego policzek ze strony rozgoryczonego Gordona.
To z kolei jeszcze bardzie wznieciło uczucia chłopaka i już miał
rzucać się na niego z pięściami, gdy do pokoju wkroczyła kolejna
osoba.
- Tom,
przestań... Tak bardzo proszę, przestań... - Głos postaci niemal
przy każdym wyrazie załamywał się. Targały nim silne wstrząsy,
a na policzkach był rozmazany tusz oraz nieustannie płynące łzy.
- Bill...
och, Bill! - Tom szybko znalazł się przy bliźniaku i ukrył go w
swoich ramionach. Przed całym światem. Przed ciemnością jego
serca.
- Tak
bardzo przepraszam... Wybacz mi, Billy... - Nic tak na niego nie
działało jak ta jedna jedyna osoba. Byli razem na dobre i na złe.
Towarzyszyli sobie podczas wzlotów i upadków. Wypłakiwali
wzajemnie w rękawy. Nie potrafił go zranić tak jak innych. Bill
był taki wrażliwy, taki kruchy...
- Już
dobrze, Billy. Ciiii... - Uspokajał brata szeptając mu czułe
słówka prosto do ucha. Co i raz składał pocałunki na jego
drżącym czole. Kołysał go w uspokajającym rytmie miłości.
Miałeś
taki wspaniały uśmiech...
Coś
łaskotało go w okolicach nosa. Stało się to tak nieznośne, że
po chwili uchylił lewe oko. Tym czymś okazało się być ździebełko
trawy trzymane przez nucącego Billa.
- Szybko
zareagowałeś - zachichotał chłopak. Tom podniósł się do siadu
i spojrzał na brata. Siedzący pośród łąkowej trawy, otoczony
całą gamą pachnących kwiatów wyglądał niczym aniołek.
- Piękny
- wyrwało się starszemu.
- Co?
- dopytał Bill przekrzywiając głowę w bok.
- Piękny.
Jesteś piękny.
Policzki
czarnowłosego przybrały barwę słodkiej czerwieni. Teraz wyglądał
jeszcze bardziej idealnie. Tom przygniótł go do ziemi i złączył
ich palce razem. Czuł ukochane ciepło pod sobą. Wplątał dłoń
we włosy bliźniaka, a nosem delikatnie muskał jego policzek.
Obydwoje utknęli w magii tej chwili. Miłość przepływała przez
całe ich ciała. Wydzierała się prosto z ich uczuć. Tom podniósł
głowę i obdarował brata tym uśmiechem, jakiego Bill nie widział
przez bardzo długi czas. Uśmiechem prosto z głębi serca, pełnym
życia, szczerym. Takim, który sprawiał, że każdy miękł.
Chciałeś mnie tylko dla siebie...
Tom
zaciskał mocno pięści. Jego bliźniak siedział właśnie na
podwórku ze swoją przyjaciółką, a on obserwował ich z
tarasowego okna. Ta rudowłosa żmija znowu kręciła się wokół j
e g o Billa. Wiedział, że Lydia, bo tak miała na imię, czuła do
niego miętę. Widział to! Widział jak pocałowała go perfidnie,
jak włożyła mu język do ust! Czarnulek przysięgał, że to nic
nie znaczy, że odrzucił ją. Że są tylko przyjaciółmi.
Warkoczyk jednak był pewien, że dziewczyna nie spocznie. No bo kto
by odpuścił sobie takie bóstwo?
- Lydia,
przestań! - Bill śmiał się dźwięcznie, gdy jej ręce go
łaskotały. Wykorzystywała jego naiwność, by go obmacać. W Tomie
coś się zagotowało, gdy przysiadła mu na kolanach, a czarnowłosy
nic sobie z tego nie robił. Jakby nie był świadomy czyhającego
niebezpieczeństwa.
- Bill.
- Podszedł do nich po kilku minutach z nieprzeniknionym wzrokiem. -
Chodź na chwilę.
Nie
czekając na odpowiedź, złapał go za nadgarstek i nie zważając
na nic, zaciągnął do kuchni.
- Tom
– wołał Bill próbując wyszarpać się z bolesnego uścisku.
Starszy jednak nic sobie z tego nie robił i już po chwili
przycisnął go do blatu.
- Dobrze
się bawisz z tą suką? - wysyczał mu wprost do ucha, na co ten
zadrżał z obawy.
- Ale
przecież... My nic...
- Nie
pierdol głupot! – przerwał mu warknięciem. – Przeleciałeś
już ją?
Jego brat
był zaślepiony swymi uczuciami, był zaborczy i władczy. Nie miał
najmniejszej ochoty na zrozumienie pewnych rzeczy wymagających dania
czarnowłosemu odrobiny zaufania, wolności. Pragnął go zniewolić
w swoich ramionach. Czuł się niesamowicie zły. Opanował się
dopiero wtedy, gdy na policzku Billa zalśniła pierwsza łza. Wtedy
coś w nim pękło i zaczął rozpaczliwie przepraszać. Scałowywał
słone kropelki ze skóry brata samemu niemal płacząc.
- Nic
się nie stało... - szepnął młodszy. Objął go delikatnie i
głaskał po ciemnych warkoczykacch. Pocałował brata czule, lecz
mocno, stanowczo.
- Tylko
ciebie kocham.
A ja nas zabiłem... przepraszam.
Sąd
najwyższy skazuje Toma Kaulitza na karę dożywotniego pozbawienia
wolności za zabójstwo z premedytacją oraz zażywanie nielegalnych
substancji psychotropowych.
Wraz z usłyszeniem tych słów umarłem. Już mnie nie było, tak
samo jak ciebie. Moje serce przestało bić. Obwiniałem siebie za
naszą śmierć. W końcu doskonale wiedziałem, że bierzesz
narkotyki, ale nic z tym nie zrobiłem. Przyglądałem się
bezczynnie naszemu powolnemu procesowi umierania. Myślałem wtedy,
że wszystko jest w porządku. W końcu tak mówiłeś. Zapewniałeś,
że to ci pomaga w odstresowaniu się w tym brutalnym świecie sławy.
A ja, choć widziałem twoją niestabilność, choć cierpiałem z
kolejnymi wybuchami złości – podążałem za tobą. I nie
zdołałem powstrzymać cię, gdy w wyniku furii zaatakowałeś
tamtego człowieka. Chciałeś mnie przecież chronić. Zrobiłeś to
dla mojego dobra! A ja... a ja... zakończyłem nasze istnienie...
Wybacz. Kocham cię...
Musze przyznać, nie spodziewałam się takiego zakończenia tej historii..
OdpowiedzUsuńale podoba mi się.
Choć smutnych nie lubię (mimo, że sama takie najczęściej piszę i publikuje), ta jednoczęściówka mi się podobała jak najbardziej. Dobrze napisane, dobry pomysł.. wszystko dobre.
pozdrawiam i czekam na kolejny Kaulitzcest. <3 ;)
Dzięki. :D Często trudniej napisać coś wesołego, ech.
Usuń