piątek, 1 lipca 2016

Słodka Niewinna [O]


Ten tekst napisałam jakiś czas temu, zupełnie spontanicznie... i jest on nieco kontrowersyjny. Tak mi się wydaje. Ukazuje dramat młodej kobiety, który należy odczytywać z emocjami. Nie wydaje mi się on jakoś bardzo brutalny etc, lecz wolę uprzedzić, iż może nie być on dla każdego ze względu na tematykę. Bardzo mi jednak zależy na opinii, bo przelałam w to swoje emocje. Podczas pisania wpadłam w pewnego rodzaju ,,trans'', wielkie natchnienie.

Gorąco polecam puścić sobie do tego ten o to utwór: Track 02: Vampire Knight Guilty Main Theme, gdyż nadaje on niepowtarzalny klimat.

_____________________________________________________________


Niebieskie oczęta zastygły w wiecznym bezruchu. Te niegdyś świecące energią dwa punkciki zamieniły się w bezuczuciowe oczy lalki. Nieżywe. Tak jak ona cała. Zabiła ją miłość – obłąkanie.

Moja piękna, moja śliczna....


Przerażający, skrzeczący szept rozległ się tuz przy jej uchu. A następnie mokry język zaczął plądrować jego wnętrze. Usłyszała głośny rechot, któremu towarzyszył dotyk na lewej piersi. Szarpnęła się dziko, jednak na daremne. Stalowe pręty były nie do pokonania przez tak kruche dziewczę. Była stracona, stracona....

Taka delikatna, taka delikatna...
jak porcelana!

Po bladym policzku płynęły łzy ukazując jej ból i strach. Wołała, rozmawiała, krzyczała i błagała! Ale nie – on jej nie zostawił, nie puścił. Dotykał coraz śmielej, coraz brutalniej. Miażdżył zachłannie jej usta, przegryzał do krwi, którą zaczynała się dławić. Jakże piekło, jakże bolało! Ale to nic, to dopiero początek – powiedział.

Tak niewinna...
więcej, więcej, więcej!

Kimże jest ten człowiek? Szaleńcem? Bestią? Gdzie się podział jej słodki i nieśmiały przyjaciel? Taki ukochany, miły.... Czemu tak ją teraz krzywdzi? Schwytał w ostre szpony; rani delikatne, wrażliwe serce – nie widzi tego? Och, wracaj jej litościwy aniele....

Shhh, moja słodka kruszyno...
kochaj mnie, no dalej...!

Pozbawił ją sukieneczki, bielizny – wolno i tak niesamowicie czule, że jeszcze bardziej zaczęła płakać. Scałował jej mokre policzki, a potem się uśmiechnął. Jak kiedyś – pomyślała. Ale było inaczej. Było źle, okrutnie! Kochał ją – mocno, dogłębnie – a ona z tej miłości krzyczała, aż zemdlała.

Mój aniele, zbudź się, zbudź się!
To jeszcze nie czas na sen, nie czas!

Trząsł jej ciałem, polewał wodą, dopóki oczu nie otworzyła. Najpierw zdezorientowanie nią owładnęło – co tu robi, co się dzieje, czemu jej bliski tu jest? Och, ale jakże brutalna prawda na nią spadła. Czemu ona, no czemu ona...? Zamiast odpowiedzi śmiech usłyszała. Taki szaleńczy, odrażający.

I jak się masz?
Brakuje nam zabawek, prawda?
Prawda, prawda!

Wtem ujrzała w jego dłoni połyskujący nóż, a w oczach jeszcze większy obłęd i jeszcze większe uwielbienie. Czy nie wystarczy mu to, co już zrobił? Tak bardzo pożąda jej niewinnego cierpienia? Czemuż chce zniszczyć jej czyste serce? Złamać kruchą duszę?

Takie piękno nieskalane...
pragnę go, pragnę, pragnę!
Dajże mi je ozdobić!

Musnął krótko ustami dłoń jej lewą, tak jak motyl zasiadający na wybranym przez siebie płatku róży. Szepnął czułe słówko i przyłożył chłodną powierzchnię do jej policzka.

Zaboli tylko trochę, więc...
nie płacz, nie płacz.

Ostre narzędzie nacięło jej skórę. Jej idealną skórę. Taka wielka, brudna szrama.... Taka wielka.... Jakże okrutny człowiek. Tak odbierać piękno! Wstrętny, wstrętny, wstrętny! I bezczelny! Poniżył ją. Zlizał szkarłatną ciecz chichocząc przy tym boleśnie... szaleniec, to szaleniec – do piekła z nim! Spalić, wychłostać!

No już, uspokój się!

Ale ona nie mogła, nie potrafiła. Krzyczała, wierzgała ile mogła, ile sił miała. To tak bolało... Boże, gdzie teraz jesteś? Uratuj ją! To młode, słabe dziewczę... Tyle życia miała przed sobą, a teraz? Nic dobrego z nią nie będzie, nic....

Zamknij się wreszcie!
Moje kochane było takie ciche,
a ty... a ty...!

Co w jego głowie było? Co myślał zadając kolejne rany? Nie czuł niczego, gdy ją taką widział – sponiewieraną, zapłakaną, skąpaną we własnej krwi?

Nie wie tego nikt...
ani szare ściany,
ani zaplamiona pościel,
ani zasłonięte okna,
ani ona – cichnąca, gasnąca....

Widok tragiczny. Życie z niej tak szybko ulatywało. Ostatnie spojrzenie rzuciła – pożegnała matkę, pożegnała ojca, pożegnała brata; koleżanki i kolegów, miłości oraz jego – uśmiechającego się nad nią, niegdyś przyjaciela, teraz nieznajomą bestię.

 Żegnajcie wszyscy, moi bliscy, moi kochani... będę tęsknić, całuję i ściskam....

Umarła.

Nie żyje, nie żyje!
Nie żyjesz?
Tak, nie żyjesz!
Nie ma cię...
Odeszłaś?
Zostawiłaś mnie?
Opuściłaś?
Jestem teraz sam?
Samotny?
Nie!
Nie chcę być sam!
Boję się być sam!
Ja też odejdę!
Do ciebie!
Moja niewinna,
moja słodka...
nadchodzę!
Czekaj na mnie!
Jestem blisko...!
Tak... blisko!
Tuż... obok...
widzę cię...
zaczekaj...!
Jestem...
tu....

2 komentarze:

  1. Nie wiem...co napisać... To było... bardzo poruszające. Poczułam na własnej skórze jej strach... ból... cierpienie. Czuję się tak, jakbym była teraz jej kopią. Laleczką voodoo, tylko żyjącą. Czubek morderczego noża ukłuł w serce, zostawiając wspomnienie. To było NIESAMOWITE.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak to na Ciebie zadziałało. Taki efekt chciałam uzyskać - aby czytelnik mógł poczuć uczucia towarzyszące bohaterce, a raczej ofierze.

      Pozdrawiam

      Usuń